Wielka Sala
3 posters
Strona 1 z 1
Wielka Sala
To tutaj młodzi adepci magii jadają śniadania, obiady podwieczorki i kolacje. Tutaj też przychodzą o każdej porze, gdy tylko czują, że są głodni. Na trzech stolach ustawionych równolegle do nauczycielskiego od rana do wieczora można znaleźć przekąski i różnego rodzaju napoje. Sama sala urządzona jest raczej skromnie, jak na standardy Beauxbatons. Jedynie cztery potężne i bogato zdobione kolumny, które podtrzymują sklepienie, przykuwają uwagę.
Josée Lestrange- Admin
- Dołączył : 24/06/2013
Re: Wielka Sala
Lestrange dnia dzisiejszego przywędrowała na kolację spóźniona. Nie pytajcie dlaczego, takich rzeczy nie wiedzą nawet nordyccy bogowie, a zapytać się o to Josee w twarz nie było rozsądne.
Przyfrunęła, bo przecież nie przyszła jak każdy normalny czarodziej, do Wielkiej Sali, kiedy przy stołach nie pozostało już zbyt wieku uczniów. Niektórzy z nich zapewne spieszyli się na wieczorne zajęcia z astronomii, w końcu mieliśmy czwartek, siódmoklasiści pognali w popłochu na wieżę astronomiczną, żeby się nie spóźnić, nikt nie lubił szlabanów od profesora astronomii.
Tymczasem Lestrange jedynie na co miała ochotę to położyć się twarzą do ziemi i leżeć tak, napawając się ciszą i spokojnym wieczorem. PO dwóch godzinach eliksirów, nie ważne, jak bardzo kochała ten przedmiot, mózg odmawiał jej posłuszeństwa i domagał się strawy, szczególnie, że nie jadła dzisiaj obiadu. Ostatnio coraz częściej zapominała o jedzeniu, przez co jej i tak wąska talia jeszcze bardziej straciła w centymetrach. Niestety za tym poszedł i spadek wagi, a do tego nie mogła dopuścić, jeszcze trochę, i będzie niedożywiona bardziej niż niewolnicy z czasów przedwojennych.
Zmaterializowała się przy stole Ombrelune, pochłaniając wzrokiem to, co się na nim ostało. Kiedy usiadła, przed jej nosem pojawiło się czyste nakrycie, i od razu zaczęła zrzucać na biały talerz sporą ilość jedzenia, poczynając od kilku grzanek, przez łyżkę jajecznicy i parę innych rzeczy. Nie było zbyt wielu gapiów, więc mogła odpuścić sobie zachowywanie się jak dama z salonów. Gdyby znów miała ważyć każdy kęs, kroić wszystko na małe kawałeczki i mielić po sto razy, nie najadłaby się w przeciągu najbliższej godziny. Bez problemu więc pochłonęła pierwszą grzankę i popiła dużą ilością soku z malin.
Przyfrunęła, bo przecież nie przyszła jak każdy normalny czarodziej, do Wielkiej Sali, kiedy przy stołach nie pozostało już zbyt wieku uczniów. Niektórzy z nich zapewne spieszyli się na wieczorne zajęcia z astronomii, w końcu mieliśmy czwartek, siódmoklasiści pognali w popłochu na wieżę astronomiczną, żeby się nie spóźnić, nikt nie lubił szlabanów od profesora astronomii.
Tymczasem Lestrange jedynie na co miała ochotę to położyć się twarzą do ziemi i leżeć tak, napawając się ciszą i spokojnym wieczorem. PO dwóch godzinach eliksirów, nie ważne, jak bardzo kochała ten przedmiot, mózg odmawiał jej posłuszeństwa i domagał się strawy, szczególnie, że nie jadła dzisiaj obiadu. Ostatnio coraz częściej zapominała o jedzeniu, przez co jej i tak wąska talia jeszcze bardziej straciła w centymetrach. Niestety za tym poszedł i spadek wagi, a do tego nie mogła dopuścić, jeszcze trochę, i będzie niedożywiona bardziej niż niewolnicy z czasów przedwojennych.
Zmaterializowała się przy stole Ombrelune, pochłaniając wzrokiem to, co się na nim ostało. Kiedy usiadła, przed jej nosem pojawiło się czyste nakrycie, i od razu zaczęła zrzucać na biały talerz sporą ilość jedzenia, poczynając od kilku grzanek, przez łyżkę jajecznicy i parę innych rzeczy. Nie było zbyt wielu gapiów, więc mogła odpuścić sobie zachowywanie się jak dama z salonów. Gdyby znów miała ważyć każdy kęs, kroić wszystko na małe kawałeczki i mielić po sto razy, nie najadłaby się w przeciągu najbliższej godziny. Bez problemu więc pochłonęła pierwszą grzankę i popiła dużą ilością soku z malin.
Mistrz Gry- Admin
- Dołączył : 25/06/2013
Re: Wielka Sala
Rafaël lubił czwartki.
Tak szczerze, bez sarkazmu. Zajęcia zaczynały się w porach niemal już popołudniowych, a do tego na koniec czekały go – niczym wisienka na torcie, podwojone godziny spędzone nad ważeniem eliksirów. Czwartki miały także tą zaletę, że były wytchnieniem od środowego maratonu lekcji – notabene rozpoczynającego się zaraz po śniadaniu i kończącemu w nocy, po zajęciach astronomii. Już nie wspominając, że była to swoista zapowiedź nadchodzącego jutra i co za tym idzie - również weekendu.
Wmawiał sobie, że nie jest zmęczony po tak łaskawym dniu. Tak samo, jak powtarzał sobie uparcie, że wcale nie zgłodniał przy mieleniu szczurzych pazurów. Ostatecznie jednak się poddał i w nadto pośpiesznym tempie zeszedł do Wielkiej Sali. Akurat była to pora, że większość młodych adeptów magii powoli zbierała siły na to, aby wstać od stołów. Cierpliwie poczekał więc w progu, nie mając zamiaru na siłę wpychać się między zbyt żwawych czwartoklasistów. Dopiero gdy dostrzegł wolną ławę, przysiadł do niej. I jak już miał chwycić za sztućce, najadł się samym spojrzeniem na jedzenie. Odłożył smętnie widelec i schował twarz w dłoniach, próbując przekonać samego siebie, że przecież nie wychodził z dormitorium, bo miał ochotę na tego typu spacer. Kiedy opuścił z powrotem ręce, przywołując do porządku swój stoicki spokój – Josée już siedziała przy równoległym stole. Przynajmniej Ona nie cierpiała na brak apetytu.
- Przywitałbym się. Ale wtedy musiałabyś odpowiedzieć, a raczej oboje nie chcemy, żeby wysypało Ci się wszystko, co masz w ustach - zwykle nie był taki kąśliwy w jej towarzystwie, ale i Lestrange zwykle nie prezentowała tak… jak wówczas prezentowała. - Właściwie, to smacznego. I jak już przełkniesz, przypomnij mi - mówiłem Ci już, że ostatnimi czasy nie wyglądasz zbyt promiennie?
Nie żeby był wścibski. Martwił się. A do tego było mu się jeszcze trudniej przyznać.
Tak szczerze, bez sarkazmu. Zajęcia zaczynały się w porach niemal już popołudniowych, a do tego na koniec czekały go – niczym wisienka na torcie, podwojone godziny spędzone nad ważeniem eliksirów. Czwartki miały także tą zaletę, że były wytchnieniem od środowego maratonu lekcji – notabene rozpoczynającego się zaraz po śniadaniu i kończącemu w nocy, po zajęciach astronomii. Już nie wspominając, że była to swoista zapowiedź nadchodzącego jutra i co za tym idzie - również weekendu.
Wmawiał sobie, że nie jest zmęczony po tak łaskawym dniu. Tak samo, jak powtarzał sobie uparcie, że wcale nie zgłodniał przy mieleniu szczurzych pazurów. Ostatecznie jednak się poddał i w nadto pośpiesznym tempie zeszedł do Wielkiej Sali. Akurat była to pora, że większość młodych adeptów magii powoli zbierała siły na to, aby wstać od stołów. Cierpliwie poczekał więc w progu, nie mając zamiaru na siłę wpychać się między zbyt żwawych czwartoklasistów. Dopiero gdy dostrzegł wolną ławę, przysiadł do niej. I jak już miał chwycić za sztućce, najadł się samym spojrzeniem na jedzenie. Odłożył smętnie widelec i schował twarz w dłoniach, próbując przekonać samego siebie, że przecież nie wychodził z dormitorium, bo miał ochotę na tego typu spacer. Kiedy opuścił z powrotem ręce, przywołując do porządku swój stoicki spokój – Josée już siedziała przy równoległym stole. Przynajmniej Ona nie cierpiała na brak apetytu.
- Przywitałbym się. Ale wtedy musiałabyś odpowiedzieć, a raczej oboje nie chcemy, żeby wysypało Ci się wszystko, co masz w ustach - zwykle nie był taki kąśliwy w jej towarzystwie, ale i Lestrange zwykle nie prezentowała tak… jak wówczas prezentowała. - Właściwie, to smacznego. I jak już przełkniesz, przypomnij mi - mówiłem Ci już, że ostatnimi czasy nie wyglądasz zbyt promiennie?
Nie żeby był wścibski. Martwił się. A do tego było mu się jeszcze trudniej przyznać.
Rafaël Verhaeren- Prefekt Naczelny
- Dołączył : 02/07/2013
Re: Wielka Sala
Gdyby chciała przełknąć wszystko na raz bez uprzedniego pogryzienia zapewne zakrztusiłaby się, udławiła czy zeszła z tego świata w jakiś inny sposób, zaatakowana przez jedzenie. Dziwna śmierć.
Zamiast tego w spokoju, wydusiwszy ze swojej pozy tyle dumy, ile tylko się dało, pogryzła grzankę i przełknęła, po czym posłała Rafaelowi przepiękny uśmiech.
Nawet w takiej kryzysowej sytuacji potrafiła zmienić się z obżarciucha głodomorrę w dystyngowaną damę z arystokratycznych salonów. Tylko wydęte od jedzenia policzki nie pasowały do całego tego obrazu. Wyglądała jak chomik, który dorwał się do sporej ilości jedzenia, i chciał wziąć wszystko na ras.
-Dziękuję i wzajemnie - powiedziała, sięgając po szklankę z sokiem. Upiła niewielki łyk, żeby tylko zwilżyć gardło po tej grzance. - Dobry wieczór, monsieur Verhaeren.
Dodała, tym razem biorąc do ręki sztućce. Po pierwsze nie ładnie jest jeść jajecznicę palcami, po drugie była w towarzystwie. Trzeba się zachowywać.
Zignorowałaby tę kąśliwą uwagę odnośnie jej mizernego wyglądu gdyby wyleciała z ust każdego innego ucznia Beauxbatons. Jednakże powiedział to Rafael, a tego zignorować już nie mogła, i po części nie chciała.
- Sam nie wyglądasz jak najjaśniejsza gwiazdka - powiedziała z wyrzutem. Marne wytłumaczenie cisnęło się jej na usta.
- Zajęcia, zadania. Wiesz, że pierwszy miesiąc jest jednym z najgorszych. - Spojrzała w bok, wzrokiem natrafiając na jedną z szóstoklasistek. Nie ważne, jak wyglądała z twarzy, nie ważny był jej kolor włosów, a ładnie skrojona figura, która nie zahaczała obojczykami o anoreksję.
- Muszę przytyć. - Powiedziała cicho, po czym przeniosła wzrok na Rafaela i jego pusty talerz. - A ty nie jesz? - Uniosła brwi zdziwiona. Ona sama była głodna jak stado wychudzonych wilkołaków, a ten chłopak siedzący przed nią nie chciał nic jeść. Niby fajnie, więcej dla niej, no ale... Martwiła się. Przecież nie może doprowadzić się do takiego stanu jak ona.
Zamiast tego w spokoju, wydusiwszy ze swojej pozy tyle dumy, ile tylko się dało, pogryzła grzankę i przełknęła, po czym posłała Rafaelowi przepiękny uśmiech.
Nawet w takiej kryzysowej sytuacji potrafiła zmienić się z obżarciucha głodomorrę w dystyngowaną damę z arystokratycznych salonów. Tylko wydęte od jedzenia policzki nie pasowały do całego tego obrazu. Wyglądała jak chomik, który dorwał się do sporej ilości jedzenia, i chciał wziąć wszystko na ras.
-Dziękuję i wzajemnie - powiedziała, sięgając po szklankę z sokiem. Upiła niewielki łyk, żeby tylko zwilżyć gardło po tej grzance. - Dobry wieczór, monsieur Verhaeren.
Dodała, tym razem biorąc do ręki sztućce. Po pierwsze nie ładnie jest jeść jajecznicę palcami, po drugie była w towarzystwie. Trzeba się zachowywać.
Zignorowałaby tę kąśliwą uwagę odnośnie jej mizernego wyglądu gdyby wyleciała z ust każdego innego ucznia Beauxbatons. Jednakże powiedział to Rafael, a tego zignorować już nie mogła, i po części nie chciała.
- Sam nie wyglądasz jak najjaśniejsza gwiazdka - powiedziała z wyrzutem. Marne wytłumaczenie cisnęło się jej na usta.
- Zajęcia, zadania. Wiesz, że pierwszy miesiąc jest jednym z najgorszych. - Spojrzała w bok, wzrokiem natrafiając na jedną z szóstoklasistek. Nie ważne, jak wyglądała z twarzy, nie ważny był jej kolor włosów, a ładnie skrojona figura, która nie zahaczała obojczykami o anoreksję.
- Muszę przytyć. - Powiedziała cicho, po czym przeniosła wzrok na Rafaela i jego pusty talerz. - A ty nie jesz? - Uniosła brwi zdziwiona. Ona sama była głodna jak stado wychudzonych wilkołaków, a ten chłopak siedzący przed nią nie chciał nic jeść. Niby fajnie, więcej dla niej, no ale... Martwiła się. Przecież nie może doprowadzić się do takiego stanu jak ona.
Mistrz Gry- Admin
- Dołączył : 25/06/2013
Re: Wielka Sala
- Dobry wieczór, madame Lestrange.
Odpowiedział z kpiącą nutą i uśmiechnął mimowolnie. Rozbawiła go tym nagłym przywołaniem do porządku. Jakby wcześniej całą reszta uczniów z sali uznała za przezroczystą niczym tlen. A potem zjawił się z nią i ta cała ucieczka od rzeczywistości ot tak, zwyczajnie prysnęła.
Z drugiej strony, trochę żałował swojego subtelnego przywitania. Nauczył się doceniać te chwile, w których co dzienna sztuczność ustępowała swobodzie. Gdy Josée pozwalała sobie na taką naturalność w jego towarzystwie – uznawał to za komplement. I to nie byle jaki! Nie traktował go na równi z nauczycielskim uznaniem, czy nawet gratulacjami od Lucréce – osoby, która wolałaby narazić się na śmierć dosiadając grzbietu hipogryfa niż przyznać jego wyższość… To, że zasługiwał na zaufanie Josée napawało go dumą. Dawało mu to poczucie, że może i popełnia błędy, może nie jest idealny – ale obrał dobry kierunkiem w życiu. Bo w końcu do tego dążył. By być kimś godnym takich przywilejów.
- Obraziłbym się, gdybym nie miał świadomości, że nie jestem najprzystojniejszym uczniem Beauxbatons - prychnął, aktorsko odchylając do tyłu z sztucznie nadąsaną miną. - A tak poważnie, Josée. Mam kalendarz. Wiem, że mamy wrzesień. I właśnie dlatego, że to pierwszy miesiąc - to raczej mało rozsądne, żebyś od samego początku narzucała sobie takie tempo.
Mówił miękko, ale zdecydowanie. Mając nadzieję, że to do Niej dotrze. W końcu rzadko zdarza się cud, że Verhaeren zalecał komukolwiek wziąć głęboki wdech od takiego zacięcia do nauki. A co dopiero Josée.
Powędrował wzrokiem za jej spojrzeniem, pytająco unosząc brwi. Dopiero słysząc jej cichy pomruk zrozumiał, skąd to niespodziewane zainteresowanie szóstoklasistką.
- Właściwie, nie będę tego komentował. Po prostu się powtórzę: smacznego! - Rzucił, przesuwając w jej stronę tacę z owocami. I przy okazji chwycił jedno z czerwieniących się jabłek, z wolna obracając je w dłoni. - Miałem zamiar… Ale cóż, chyba mi nie wyszło.
Odpowiedział z kpiącą nutą i uśmiechnął mimowolnie. Rozbawiła go tym nagłym przywołaniem do porządku. Jakby wcześniej całą reszta uczniów z sali uznała za przezroczystą niczym tlen. A potem zjawił się z nią i ta cała ucieczka od rzeczywistości ot tak, zwyczajnie prysnęła.
Z drugiej strony, trochę żałował swojego subtelnego przywitania. Nauczył się doceniać te chwile, w których co dzienna sztuczność ustępowała swobodzie. Gdy Josée pozwalała sobie na taką naturalność w jego towarzystwie – uznawał to za komplement. I to nie byle jaki! Nie traktował go na równi z nauczycielskim uznaniem, czy nawet gratulacjami od Lucréce – osoby, która wolałaby narazić się na śmierć dosiadając grzbietu hipogryfa niż przyznać jego wyższość… To, że zasługiwał na zaufanie Josée napawało go dumą. Dawało mu to poczucie, że może i popełnia błędy, może nie jest idealny – ale obrał dobry kierunkiem w życiu. Bo w końcu do tego dążył. By być kimś godnym takich przywilejów.
- Obraziłbym się, gdybym nie miał świadomości, że nie jestem najprzystojniejszym uczniem Beauxbatons - prychnął, aktorsko odchylając do tyłu z sztucznie nadąsaną miną. - A tak poważnie, Josée. Mam kalendarz. Wiem, że mamy wrzesień. I właśnie dlatego, że to pierwszy miesiąc - to raczej mało rozsądne, żebyś od samego początku narzucała sobie takie tempo.
Mówił miękko, ale zdecydowanie. Mając nadzieję, że to do Niej dotrze. W końcu rzadko zdarza się cud, że Verhaeren zalecał komukolwiek wziąć głęboki wdech od takiego zacięcia do nauki. A co dopiero Josée.
Powędrował wzrokiem za jej spojrzeniem, pytająco unosząc brwi. Dopiero słysząc jej cichy pomruk zrozumiał, skąd to niespodziewane zainteresowanie szóstoklasistką.
- Właściwie, nie będę tego komentował. Po prostu się powtórzę: smacznego! - Rzucił, przesuwając w jej stronę tacę z owocami. I przy okazji chwycił jedno z czerwieniących się jabłek, z wolna obracając je w dłoni. - Miałem zamiar… Ale cóż, chyba mi nie wyszło.
Rafaël Verhaeren- Prefekt Naczelny
- Dołączył : 02/07/2013
Re: Wielka Sala
Machnęła ręką, trzymając w niej nogę kurczaka, od niechcenia, ignorując jego ostrzeżenie o nie zajeżdżaniu się na samym początku roku. Tylko że ona miała swój system uczenia się, i wolała przypiłować trochę na początku, a niżeli później na ostatnią chwile uczyć się do wszystkich egzaminów. Z resztą, to dawało jej satysfakcję i swego rodzaju spełnienie.
Spojrzała na niego nieco zdziwiona, kiedy podsunął jej tacę z owocami. Na soku raczej nie przytyje, a owoce to jej drugi ulubiony posiłek zaraz po mięsie. O tak. Jeżeli chodzi o tę część jedzenia, bardzo dziwne, że nie wyglądała jak okrąglutka baryłka miodu pitnego. W rzeczywistości tak właśnie powinna wyglądać ze swoim apetytem na mięso. Ale co? ale wyglądała jakby głodowała przez całe lato, a nie objadała się kurczakiem z rożna.
- Zawsze możemy wziąć trochę do pokoju wspólnego, zrobimy sobie fiestę nocną - powiedziała, ponownie kierując kurzą nogę w jego stronę. Odpuściła sobie sztućce, chociaż tyle mogła zrobić, nakładając kurczaka. Zaczęła go powoli skubać widelcem, uprzednio wycierając palce w serwetę, spoczywającą na jej kolanach.
- Jedz, proszę. Bo skończysz jak ja - powiedziała, posyłając mu proszące spojrzenia znad swojego talerza. TAK. Proszące spojrzenie, z całym tym urokiem niewiniątka, całą tą magią nieśmiałej dziewczyny.
I bum. Czar prysnął, bo już pochłonęła kolejną grzankę, tym razem nieco spokojniej niż poprzednią. Do tego dodała w menu kurczaka i trochę jajecznicy, która ostała się nim Rafael zmaterializował się u jej boku.
- Wracając do tematu, sam musisz być nieźle zapracowany. w końcu jesteś teraz prefektem naczelnym! - powiedziała z nutką dumy w głosie. Była z niego dumna, że to właśnie jej... przyjacielowi trafił się taki zaszczyt. - Maltretowałeś już pierwszoroczniaki? - Uniosła brwi, szczerze ciekawa.
Spojrzała na niego nieco zdziwiona, kiedy podsunął jej tacę z owocami. Na soku raczej nie przytyje, a owoce to jej drugi ulubiony posiłek zaraz po mięsie. O tak. Jeżeli chodzi o tę część jedzenia, bardzo dziwne, że nie wyglądała jak okrąglutka baryłka miodu pitnego. W rzeczywistości tak właśnie powinna wyglądać ze swoim apetytem na mięso. Ale co? ale wyglądała jakby głodowała przez całe lato, a nie objadała się kurczakiem z rożna.
- Zawsze możemy wziąć trochę do pokoju wspólnego, zrobimy sobie fiestę nocną - powiedziała, ponownie kierując kurzą nogę w jego stronę. Odpuściła sobie sztućce, chociaż tyle mogła zrobić, nakładając kurczaka. Zaczęła go powoli skubać widelcem, uprzednio wycierając palce w serwetę, spoczywającą na jej kolanach.
- Jedz, proszę. Bo skończysz jak ja - powiedziała, posyłając mu proszące spojrzenia znad swojego talerza. TAK. Proszące spojrzenie, z całym tym urokiem niewiniątka, całą tą magią nieśmiałej dziewczyny.
I bum. Czar prysnął, bo już pochłonęła kolejną grzankę, tym razem nieco spokojniej niż poprzednią. Do tego dodała w menu kurczaka i trochę jajecznicy, która ostała się nim Rafael zmaterializował się u jej boku.
- Wracając do tematu, sam musisz być nieźle zapracowany. w końcu jesteś teraz prefektem naczelnym! - powiedziała z nutką dumy w głosie. Była z niego dumna, że to właśnie jej... przyjacielowi trafił się taki zaszczyt. - Maltretowałeś już pierwszoroczniaki? - Uniosła brwi, szczerze ciekawa.
ROZGRYWKA ZAWIESZONA DO ODWOŁANIA - MISTRZ GRY
Mistrz Gry- Admin
- Dołączył : 25/06/2013
Strona 1 z 1
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|